WYSNUTY Z ECHA
Miasto spokojniejsze niż stąpanie konia Miasto spokojnieje od letnich cieni klonu
Miasto ma tyle Gotyckich Wież Ja — chodniki
Miasto spokojniejsze niż stąpanie konia Miasto spokojnieje od letnich cieni klonu (66)
(68 DZWONUSZEK
Tramwaj w uwięzi ścian Mroku
neon w przyćmieniu a to nie wiatr halny w oddali
Neon świeci i jest jak Napowietrzna Palma
palma Wiosna w szybach i tyle kroków
Tłum przedziela szept od szeptu
Miasta które w dzwonieniu dzwonuszek o dzwonuszek
dotyka i zapachnie jak konw-
-walia konw-walia
Drzewa szeroki cień kładą na neon tyle wystaw ile rosy po ulewie z olszyn z olszyn Neonów odblask w alejach z szyn
Chodnikami z ugiętym kolanem szła kobieta ■— Słońce
uliczne drzewa w drzemce
Nie ma ich gdzie peron i tyle dudnień
w parku przed ławkami poustawały
Tu jestem to ptak nad mą głową może zasypiać
a jeszcze chciałbym czujnego ptaka uśpić i powolutku... odejść)
DZWON
Serce moje pod kamieniami murów Wierzyć nie chcę Odlany z wód żeliwny dzwon Odsuwa letni cień z chodnika Dzwon — klęską Ziemi rozdzwoniony — ducha trumna wierny wodom, chodnikom Przywarte mówią usta mówię... Powietrzem Tłum na mostach z taką niemością przemija
że otwierają się do gry... Organy Chodniki otwarte z fary i wieloskrzydłych katedr Tumu
... Organy Przeżyłem tylko ten martwy chodnik tak martwy
że otwierają się do gry Organy
W historii życia które adres W jednym wątku istnienia nieodkupiony żal Dzwon, dzwon...
WIERSZ WIŚNIOWY
Syrenko polska Wiśnia widności A czas mój to stacja Główna Z ratusza czytam miedzę świata siedząc w ciemności...
Jesieni, czaisz się czatem, szepczesz
słychać cię
Czaisz się czatem, szepczesz, słychać cię
(... pode mną był Glob, który deptałem obcasem
w tunelu mówię)
Depeszuję ogień, syrenką, syreną nocną która roztkliwi do kwitnienia wiosenny sad zbudzi wieś. Białym kwiatem jabłoni z mgły się rozwidni, wspomni mnie wspomni żal
(żal lub chmura, twórcza jest nawet chmura, po mnie jest
umiar)
Podróżny naprzeciw mnie cytuje przepowiednie Sybilli inny powiada, że obrodziły słoneczniki Mamusia uśmiecha się do córeczki w futerku króliczym dziadek nie lubi przesiadek...
Jesieni, czaisz się czatem, szepczesz
słychać cię
czaisz się czatem, szepczesz...
(69)
Z OKNA POCIĄGU
Wokół jestem okrężny i dookolny
wspomnienie wspaniałe
zew —■ osa jesieni — syreną dodenny
rzut karny wobec tego świata
gdy taka ciemność skurczonych przede mną światełek wioski
Wokół jestem okrężny i tak dookolny, że nawrócony
jak zegar tu chodzący nakręcony
zegar trwania
jak przez pienie koguta trwający zegar
i z zapadłych przepaści przysięga wierności
sobie samemu — i ten co nie domówiony
a szedł klęską stóp w klęskę — owoc
uczcij mnie — nim zapłacz
ocal — twórcza jest nawet chmura
czuj mnie ziemski —■ czoło moje to chmura, malwa
i winorośl (68)
O WCZESNEJ JESIENI
Na torach sumienia niesie mnie pociąg na dzień okno otwarte
ale smutek sumienia smutniejszy niż siwsza klacz która raniutko orała pole, wierzbo, jaki ciemny dzień jaka ty na Północ
brzoza klejnot czerwony naramienny polom zgniata mnie w ogniu jak kopyto końskie za wsią stąpa koń, to kopyto końskie rozzwierciedla się stąpaniem w lustrach miasta widziałem — pociąg niesie — sypie liście jesienne las widziałem za szlabanem zootechnika z popa dostojeństwem i zorzę koguta w pieniach, gdy kury w kornikach jaj nie
niosą
śpią w moim przedziale podróżni za dnia a koń na polu pracuje kogut stwórczy i czuły jak malwa czułości przede mną w przedziale jeden z podróżnych ma koguci krawat — chciałem
zwariować
wpatrzony na zachód, zaorać ziemię i tak uprawiać swój czas aby był lepszy w przyszłym roku
lecz zwierzam się syrenie, ja lichtarz swego światła i jakie wspomnienie z tego świata po mnie będę gmachy tak stały jak dotąd stały i przyjdą ulice zamiatać syreną jutra depeszuję ogień
zapalmy się jak w ciemności nagle światełko-stacja-twój
pęd ognia
wymarsz ognia przez dym syreny
owoc za nami nie zdąża
i znów zawieść się tak bardzo na czasie
to ja padam w milczeniu jak owoc
droga przez wieś w kocich łbach
to ja usnąłbym na kamień
(69)
SERWIS NIEBA W ODBLASKACH
Edwardowi Stachurze
AZJO stacyj benzynowych pod lasem, (benzyna) Alaska Alaska złota, Alaska chodników a na migi migotliwa jaskółka stołeczna Jaskółko —
z kobiecym skrzydłem i szczegółem twój świr objawia się i zlustrza ty woda,
ty jak grota jasna — ja chmurny już chmurę mam za zabytek ... słychać gotycko sklepiony pantofelków stukot na hymn nawlekasz każdy szept i szelest — boska
Gdzie są arki Noego gołębi które pod skrzydła biorą grzmot
i grzmią?
(69)
KLONIE MÓJ, MAŁOMÓWNY KLONIE
Tylko małomówny klon
w bramie, cień wykrzyknięty przez ptaka
Przyjacielu mój z tego świata od tak dawna
dla wędrowca już nie ma tego miasta
a przecież ptakiem i ciszą ptaka tu w półcieniu
cały swój żywot przemieszkał
Tylko ty jeden klonie świeciłeś
mi pośród nocy ciemnej
kiedym kroczył nie mogąc dostukać się do domu
Masz spokój poszumów i poszeptów
że w dobie czasów złych
stoisz w wygładzę dawnego ładu
Klonie mój, małomówny klonie (67)
CZARNY RYNEK
Jak na ruchomych schodach stoję, jak po stopniach się wspinając kroczę: sukienki rozpostarte, przedwojenny świat rupieci. Kobiety siedzą jak na odpustach. Kiermasz, co raz, gdy kto się pojawi, jest rozrywany a ma szmatkę. Zbijają się stada ludzi i znów beznadziejnie panieje tłum. I czegoś szuka. W oczach monety. Radio gra. Żeby nic nie stracić na godności, trzeba albo handlować kradzionym towarem, albo otrzymanym za darmo...
Ale cichą wieś w odgłosach słyszę. Szwendanie się po chodnikach, jak na grzybobraniu cisza. Znajoma cisza. Na małym podmurzu siedzą baby. Spokojnie się kłócą, wszyscy gadają od rzeczy, to przekupień jest spokojny. Już nie można pod drzewami uschniętymi tu kroczyć czy się obnieść: połknąć nóż lub wieloryba. I nadal winda dnia do dna. Szmery od początku do końca deptaka. To jest modlenie się wariatki, która na zapytanie rzuca spojrzenie, a nie odpowiada. Kroczy, kroczy, kroczy.
Każdy krok tu stawiany w zastaw dany i obnoszony. Że-braczki wystawiają tu swój stragan, żebrzą o luksus. Bieda. Stragany, deptaki ludzi używanych i zużytych stopą. Bieda i bezczelność. Góra nacisku co chwila, co minutę. Nożyce cen tej samej rzeczy. Cena wywoławcza i przetarg. Bunt jarmarku, protest.
(64—66)
POTĘPIONY ZA POGOŃ
Tak czuję jak liść co nie gada do drzewa a się odzywa
w szmerze
tak czuję park i spokojne kroczenie jak dziewczynę przy
ramieniu na spacerze
Jak piżamę na dziewczęcym ciele gdy się przebierała a jeszcze tego miasta dyszenie jak wdziany kostium kostiumem gdy ona naga a dziewczynę jak wrzos we wrześniu i w oknach firanę jak łabędź płynięcie i wodę — tak siebie w głos tak miasto czuję i ogarniam
i słowo pocisk: łamany krok, most, stal i dudnienie i piszę nie bram otwarcie ■— ciszę co przycicha zawinieniem którą na pamięć znam
i brak mi czegoś Jak jaskółkom rzeki, jutrzni błyskawic by stanąć i mieć w oparciu z wielu horyzontów jedną najwyższą horyzontów trybunę (w od pioruna jasności pozachodniej... złożyć swój błysk
podpisu)
(66)
CYTADELA
Skończyły się lekcje, zieleni pauza
Poznań w okrąg warowny to pocisk się rozerwał
wokół oknami warownią zamarł
i olśnił cię po deszczu w snach i gwiazdach
zasłyszanych bomb nie wymówi widownia
Tu był mój schron i bunt, tu gdzie stół był mostem
Staromiejska wnęka oparciem przy parkowej ławce
a każdy z tłumu był tu niewidomym co odnalazł wzrok
w tłumie jak celnik i obcość
Klasa słoneczna podczas zacinającego deszczu
ja bym go rozpalił jak naftowy szyb
głuchy i słoneczny...
(63—68)
Poznaniu — pożycz mi proszę jeden dzień uliczny abym wszystkie ulice obszedł, ręką każdy mur dotknął
Poznaniu — pożycz mi swoje dachy
gdy pod kołami przejezdnej Ziemi dudnią mosty Dworców
chcę nieść swój krok pod twoimi dachami
Szyby twoje miały spokój wulkanicznej lawy zasypiałeś pod niebem otchłannym, stolico kilku bram dla siebie miałem trochę chwil ziemskich, resztę otchłań Tu upłynęło mi życie, któregom nie zaczął
Noc zalega, widny jesteś śpiąc pod najdawniejszą gwiazdą wiatr szepce o Targach, w deszczu pawilonów szeleście Po dawnemu nowe słońce cię umywa
(68)
Jest, wejrzyj na ratusz — ZEGAR — a czas jest tu martwy
Czas tarczą zegara na całe życie stanął
Ani kogo wspomnieć — ani przed kim się odezwać
Posępność cię więzi w kręgu ziemi zamkniętym
Że rzuć w dół spojrzenie i postaw sobie
STRAŻ
WŁODZIMIERZKOWSKI
(Majakowski śpi pod mostem)
Ktoś zapalił motor przy stacji benzynowej
Staje na bruku on przechodzień
Ranek, zważyła się krew na plantach róż
Mija wystaw spazm uliczny
On bunt, tłum Majakowskich wiecuje
w każdym mieście do rana
I ja odepchnę ścianę pociągu
stopo, stolic tylu
(Majakowski jeszcze śpij pod mostem)
(68)
{ Poznań maciejryfa; głos Jacek Ivo. Li.
Komentarze
Prześlij komentarz