Stanisław Piętak
"Noc letnia"
Jestem tutaj wśród kwiatów ukryty jak mysz,
z warkoczem usypiających trzmieli.
Mówcie głośniej! Cienkie uszy ktoś zmienił
w gniazda rozśpiewanych pszczół.
Ziemia odpływa ze mną
przestrzenią błękitnych błoni
ku krowom, które za drogą piją
gwiazdami rozwieszony zmierzch.
O, zostawcie niebo na tym samym miejscu!
Chcę spać z księżycem w oczach tak samo jak nasz pies.
Pytacie kto jestem.
Na imię - nie wiem, jak mi jest.
Wśród trawy śpię nocą,
żywię się mlekiem i szumiącymi dniami.
Ze mną są: niebo, ziemia przecięta białą drogą
i krowy rozwłóczone rogami po las.
Lubię patrzeć na naszą Czarną, co zawsze, gdy mi zimno,
gorącym językiem liże mi bladą twarz.
Przysuńcie mi ją bliżej, bliżej skroni.
Widzicie w mokrych jej ślepiach świat utonął
smutnie na widnokręgu rozstawionymi szybami.
---------------------------------------------------
"Dla poematu."
Łunami biją o pierś lata, miesiące, dni. Zmierzch w żałosne struny czoło osnuł.
To był rok 1914. Staliście na przyzbie, objęci żalem, smutni w załamaniu rąk. Wstałem i dymiąc zduszonym marzeniem, szedłem na wprost, jak blask ku płynącym polom.
Ze mną mój pies,
tak samo jak ja oczekujący za wsią przylotu szeleszczących
gwiazd.
Nikt z was nie wiedział, że byłem już wtedy umęczony wizją.
Wisiała wieś dymami uniesiona w las.
Uśpieni na przyzbie zapominaliście o chłopcu,
co roznosząc palącą tęsknotę za światem
jak świerszcz nad ranem w nieruchomym polu gasł...
Lata wojny. Trwożny szczęk broni bije do płonących okien. Krzyże w zaułkach chmur, krzyże na wprost. Serce moje było jak huk dział.
W nocy wypływał nade mną żołnierz, pod drżące ramię mnie
brał.
Dudniły wśród sennych armatnich wozów zwycięskie nasze
kroki.
Tak trwało, aż jednego ranka krew zastygła koło ust. Chwiejący się i blady tuliłem do piersi skrzydlate obłoki. Śmiały się dzieci, żem cierpienie marzeń dla gwiazd w oczach
niósł.
I te wierzby odeszły w wodzie głębokiej — w roku 1925 wierszem po raz pierwszy potoczył się słów moich szarpiący wóz. Ach, jak bolesny jest wybuch natchnienia — płonący wzruszeń krzak. Do dziś zasłaniam usta ręką, gdy mija mnie ten siwy jak szyby wieczór... Dlaczegoś uderzył mnie wtedy, ojcze, obcym, palącym głosem
w twarz?
"Noc letnia"
Jestem tutaj wśród kwiatów ukryty jak mysz,
z warkoczem usypiających trzmieli.
Mówcie głośniej! Cienkie uszy ktoś zmienił
w gniazda rozśpiewanych pszczół.
Ziemia odpływa ze mną
przestrzenią błękitnych błoni
ku krowom, które za drogą piją
gwiazdami rozwieszony zmierzch.
O, zostawcie niebo na tym samym miejscu!
Chcę spać z księżycem w oczach tak samo jak nasz pies.
Pytacie kto jestem.
Na imię - nie wiem, jak mi jest.
Wśród trawy śpię nocą,
żywię się mlekiem i szumiącymi dniami.
Ze mną są: niebo, ziemia przecięta białą drogą
i krowy rozwłóczone rogami po las.
Lubię patrzeć na naszą Czarną, co zawsze, gdy mi zimno,
gorącym językiem liże mi bladą twarz.
Przysuńcie mi ją bliżej, bliżej skroni.
Widzicie w mokrych jej ślepiach świat utonął
smutnie na widnokręgu rozstawionymi szybami.
---------------------------------------------------
"Dla poematu."
Łunami biją o pierś lata, miesiące, dni. Zmierzch w żałosne struny czoło osnuł.
To był rok 1914. Staliście na przyzbie, objęci żalem, smutni w załamaniu rąk. Wstałem i dymiąc zduszonym marzeniem, szedłem na wprost, jak blask ku płynącym polom.
Ze mną mój pies,
tak samo jak ja oczekujący za wsią przylotu szeleszczących
gwiazd.
Nikt z was nie wiedział, że byłem już wtedy umęczony wizją.
Wisiała wieś dymami uniesiona w las.
Uśpieni na przyzbie zapominaliście o chłopcu,
co roznosząc palącą tęsknotę za światem
jak świerszcz nad ranem w nieruchomym polu gasł...
Lata wojny. Trwożny szczęk broni bije do płonących okien. Krzyże w zaułkach chmur, krzyże na wprost. Serce moje było jak huk dział.
W nocy wypływał nade mną żołnierz, pod drżące ramię mnie
brał.
Dudniły wśród sennych armatnich wozów zwycięskie nasze
kroki.
Tak trwało, aż jednego ranka krew zastygła koło ust. Chwiejący się i blady tuliłem do piersi skrzydlate obłoki. Śmiały się dzieci, żem cierpienie marzeń dla gwiazd w oczach
niósł.
I te wierzby odeszły w wodzie głębokiej — w roku 1925 wierszem po raz pierwszy potoczył się słów moich szarpiący wóz. Ach, jak bolesny jest wybuch natchnienia — płonący wzruszeń krzak. Do dziś zasłaniam usta ręką, gdy mija mnie ten siwy jak szyby wieczór... Dlaczegoś uderzył mnie wtedy, ojcze, obcym, palącym głosem
w twarz?
Komentarze
Prześlij komentarz