Już pod koniec czwartego tomu ( PIW W-wa 1964 ).
Iwaszkiewiczowa proza w „S i ch.” smaczna jak żywica sosny. Gdzie nie spojrzeć,
coś widać a niczego nie widać, gdzie niczego nie ma i nie było; nawet płetw ogonowych dwóch ryb. Jeszcze i o tym, że przedział czasu, planowanie czynów, takie tam
różniste i różniaste medytacje ( kiedy się umiera )nie mogły być czymś bezwzględnym, na co nie miało się żadnego wpływu.
W każdym kwancie jest akt woli, każdy kwant jest wypełniony wolą a nie jej brakiem. Nawet te tutaj gryzmoły, w każdym atomie ( atramentu, tuszu, grafitu,
kolorowej pixeli fontu ) posiadają tę płynną podległość nakazowi „Yala”- nauko-
wego prawa woli, z którego powstali Stwórcy i Twórcy i stwarzali oraz tworzyli
co tam kto chciał albo i nie chciał...
( … )
Ostatnio (o c h o c h o ! ) -nawet często- przyglądałem się swojej nieznajo-
mości-znajomości z Wincentym Różańskim, legendarnym bohaterem poznańskiej
sceny literackiej.
Dzisiejszej nocy była to trochę jakby taka kumulacja. W podeszłym wieku Witek
zmarł już ponad dwa lata temu ( styczeń 2009 ); ja jednak pamiętam Witka ze swoich młodzieńczych lat, z samego początku, kiedy to pisałem wiersze na para-
pecie okna w kuchni, na parterze czynszowego mieszkania przy Alei Czechosło-
wackiej na Dębcu w Poznaniu. Pobłogosławiony widokiem na dwie bliźniacze
wiśnie; wiosną bielutkie kwitnieniem, latem czarne w koronach bezlikiem dojrza-
łych już owoców.
Witek, którego niedawno poznałem u Norberta Skupniewicza, przychodził do nas na piechotę z Górczyna, siadał obok mnie, kopał butem ścianę pod parapetem, recytował wiersze jak w malignie, bez ładu i składu ale było to tak jakby z jego
ust, z jego umysłu lał się nieprzerwany strumień czystej esencji. Pił mocną herbatę,
opowiadał i palił papierosy właściwie jeden za drugim. Nigdzie nie pracował, opo-
wiadał mi, że zachorował w wojsku, i dostał inwalidzką rentę. W tamtych latach podkochiwał się w moich siostrach.., ale w tamtych latach w kim Witek się nie podkochiwał...
Ale te wiśnie.., własność Gospodyni czyli wdowy po szewcu, który przed wojną dom
zbudował. Teraz nawet ładnie pisze się ale wtedy...
W późnych latach życia Iwaszkiewicza Jarosława prozy zaczytywać, pomyślne
prawa
a Marii Dąbrowskiej – jeszcze poważniejsza i pomyślniejsza wróżba na przyszłość.
Szczególnie M. Dąbrowska to moja osobista odtrutka na wszystkie razem do
kupy wzięte trucizny fałszywych informacji jakie płodzi bezpłodna cywilizacja judeochrześcijańska, tudzież demonologia panamerykańska ze swoimi wyzwolonymi ministrantami.
Oni ostatnio zostali wyzwoleni ode wszelkiej przyzwoitości, ode rzetelnej wiedzy-mądrości,ode wrażliwości i wewnętrznej mocy. To wszystko i jeszcze więcej zostało
Im zabrane ( czytaj także: ukradzione -że złodziejowi przyda się później ), i niekiedy
nierzadko, wręcz już nagminnie zabite jako zwierzę, którego zaistnienie samo w sobie jest i ofiarowaniem i darem, a odebranie i ofiary i daru jest tylko zbrodnią,
ale nie jest jakąkolwiek ofiarą dla „nie wiadomo kogo”. Wszak początek każdej istoty był prosty i skuteczny. Umysł jest prosty i skuteczny, składa się wszak tylko
z czterech słów, i to właśnie w naturze umysłu jest niezmienne i ostateczne.
Z dziewięciomiesięcznej otchłani matczynego zacisza my, ludzie wyłaniamy
się wyposażeni w dojrzałość tych czterech słów ( opisaną „czwórpodziałem komórek” ); takie jest znaczenie pierwszej Matury i dziesięciu punktów Apgar. Nie inne. Wszelkie domysły na ten powyższy temat i tak, okażą się nieskuteczne w czasie
Nieznajomość tych czterech słów nie uchroni żadnych żadnych kombinacji i matactw rzekomego wyzwolenia. Ani sentyment, ani litość, ani zazdrość, ani neurotyzm, ani trzy zbrodnie nie mają szans.
Oto dobre słowo,
które zwalczyło fałszerstwa
„dobrej nowiny”.
Iwaszkiewiczowa proza w „S i ch.” smaczna jak żywica sosny. Gdzie nie spojrzeć,
coś widać a niczego nie widać, gdzie niczego nie ma i nie było; nawet płetw ogonowych dwóch ryb. Jeszcze i o tym, że przedział czasu, planowanie czynów, takie tam
różniste i różniaste medytacje ( kiedy się umiera )nie mogły być czymś bezwzględnym, na co nie miało się żadnego wpływu.
W każdym kwancie jest akt woli, każdy kwant jest wypełniony wolą a nie jej brakiem. Nawet te tutaj gryzmoły, w każdym atomie ( atramentu, tuszu, grafitu,
kolorowej pixeli fontu ) posiadają tę płynną podległość nakazowi „Yala”- nauko-
wego prawa woli, z którego powstali Stwórcy i Twórcy i stwarzali oraz tworzyli
co tam kto chciał albo i nie chciał...
( … )
Ostatnio (o c h o c h o ! ) -nawet często- przyglądałem się swojej nieznajo-
mości-znajomości z Wincentym Różańskim, legendarnym bohaterem poznańskiej
sceny literackiej.
Dzisiejszej nocy była to trochę jakby taka kumulacja. W podeszłym wieku Witek
zmarł już ponad dwa lata temu ( styczeń 2009 ); ja jednak pamiętam Witka ze swoich młodzieńczych lat, z samego początku, kiedy to pisałem wiersze na para-
pecie okna w kuchni, na parterze czynszowego mieszkania przy Alei Czechosło-
wackiej na Dębcu w Poznaniu. Pobłogosławiony widokiem na dwie bliźniacze
wiśnie; wiosną bielutkie kwitnieniem, latem czarne w koronach bezlikiem dojrza-
łych już owoców.
Witek, którego niedawno poznałem u Norberta Skupniewicza, przychodził do nas na piechotę z Górczyna, siadał obok mnie, kopał butem ścianę pod parapetem, recytował wiersze jak w malignie, bez ładu i składu ale było to tak jakby z jego
ust, z jego umysłu lał się nieprzerwany strumień czystej esencji. Pił mocną herbatę,
opowiadał i palił papierosy właściwie jeden za drugim. Nigdzie nie pracował, opo-
wiadał mi, że zachorował w wojsku, i dostał inwalidzką rentę. W tamtych latach podkochiwał się w moich siostrach.., ale w tamtych latach w kim Witek się nie podkochiwał...
Ale te wiśnie.., własność Gospodyni czyli wdowy po szewcu, który przed wojną dom
zbudował. Teraz nawet ładnie pisze się ale wtedy...
W późnych latach życia Iwaszkiewicza Jarosława prozy zaczytywać, pomyślne
prawa
a Marii Dąbrowskiej – jeszcze poważniejsza i pomyślniejsza wróżba na przyszłość.
Szczególnie M. Dąbrowska to moja osobista odtrutka na wszystkie razem do
kupy wzięte trucizny fałszywych informacji jakie płodzi bezpłodna cywilizacja judeochrześcijańska, tudzież demonologia panamerykańska ze swoimi wyzwolonymi ministrantami.
Oni ostatnio zostali wyzwoleni ode wszelkiej przyzwoitości, ode rzetelnej wiedzy-mądrości,ode wrażliwości i wewnętrznej mocy. To wszystko i jeszcze więcej zostało
Im zabrane ( czytaj także: ukradzione -że złodziejowi przyda się później ), i niekiedy
nierzadko, wręcz już nagminnie zabite jako zwierzę, którego zaistnienie samo w sobie jest i ofiarowaniem i darem, a odebranie i ofiary i daru jest tylko zbrodnią,
ale nie jest jakąkolwiek ofiarą dla „nie wiadomo kogo”. Wszak początek każdej istoty był prosty i skuteczny. Umysł jest prosty i skuteczny, składa się wszak tylko
z czterech słów, i to właśnie w naturze umysłu jest niezmienne i ostateczne.
Z dziewięciomiesięcznej otchłani matczynego zacisza my, ludzie wyłaniamy
się wyposażeni w dojrzałość tych czterech słów ( opisaną „czwórpodziałem komórek” ); takie jest znaczenie pierwszej Matury i dziesięciu punktów Apgar. Nie inne. Wszelkie domysły na ten powyższy temat i tak, okażą się nieskuteczne w czasie
Nieznajomość tych czterech słów nie uchroni żadnych żadnych kombinacji i matactw rzekomego wyzwolenia. Ani sentyment, ani litość, ani zazdrość, ani neurotyzm, ani trzy zbrodnie nie mają szans.
Oto dobre słowo,
które zwalczyło fałszerstwa
„dobrej nowiny”.
Komentarze
Prześlij komentarz